• header
  • header

Uwaga! To jest archiwalna kopia serwisu OKiS | Przejdź do aktualnej wersji -> www.okis.pl

Publicystyka

« powrót

ODRA 5/2014-Viktor Grotowicz

Dodano: 16.05.2014 11:07

                           W stulecie wybuchu pierwszej wojny światowej

Viktor Grotowicz

SAMOZAGŁADA STRACONEGO POKOLENIA

 

Jesteśmy opuszczeni, jak dzieci i doświadczeni, jak ludzie

 starzy, jesteśmy zajadli i brutalni i smutni i powierzchowni

 – myślę, że jesteśmy zgubieni.

E.M. Remarque

 

  Na pierwszą wojnę światową większość europejskich społeczeństw czekała z entuzjazmem, ogromnymi nadziejami i marzeniami o nowym wspaniałym świecie. Przemoc, dążenie do dominacji nad innymi ludźmi, grupami społecznymi, narodami, wiara w wyjątkową i niezniszczalną moc własnej nacji, a także negacja wartości „mieszczańskiego” wieku XIX, wynikająca z ich nieprzystawalności do zmieniającej się w szybkim tempie rzeczywistości oraz brak solidnego fundamentu mogącego je zastąpić, były napędem tych oczekiwań. Gdyby szukać jednej generalizującej, ale odpowiadającej ówczesnej sytuacji w Europie, formuły – to byłoby nią określenie „faza przejściowa”, i to we wszystkich najważniejszych obszarach życia społecznego: w polityce, gospodarce, kulturze, technice, etyce, obyczajach.

 

Chaos

Panował chaos wywołany brakiem możliwości prawidłowej realizacji nowych idei. Tak było np. z prawem wyborczym, które na początku ubiegłego stulecia stawało się już powszechne, ale nie miało jeszcze większego wpływu na skład elit rządzących: nadal dominowały tzw. warstwy wyższe, bogatsze i najbardziej wpływowe. Brak naturalnego mechanizmu zmiany władzy powodował odwoływanie się do populizmu, nacjonalizmu i przemocy. Była to jedyna skuteczna metoda zdobycia wpływów politycznych i dużej liczby zwolenników, a tym samym siły do walki z przeciwnikami. Wybuchające nacjonalizmy prowadziły do rozbijania istniejących układów społecznych, zwłaszcza tam, gdzie istniały liczne mniejszości narodowe. Do tego dochodziły ogromne wpływy „ducha czasu na ideologie imperialistyczne” i umocnienie się wizji „systemu państw światowych” (Münkler), polegające na dążeniu każdego właściwie państwa do roli mocarstwa, bo tylko taka pozycja dawała gwarancję uczestniczenia w grze na międzynarodowym parkiecie.

Konsekwencją był wyścig zbrojeń i związany z tym przerażający rozwój technologii masowej zagłady. W takiej atmosferze dyplomacja, ruchy pacyfistyczne czy dążenie do międzynarodowej kooperacji ekonomicznej przestawały mieć większą rację bytu: liczyła się siła, a nie rozsądek, hasła, a nie dysputy, rozkazy, a nie negocjacje. Powstawały idealne wręcz warunki do niczym niekontrolowanego konfliktu międzynarodowego, jako że zanikała gotowość szukania pokojowych rozwiązań, czego najlepszym przykładem było fiasko konferencji w Hadze, mających uporządkować i ucywilizować metody prowadzenia wojen. W państwach uprzemysłowionych osobny problem w sprawowaniu i zmianie władzy stanowił wzrost znaczenia ruchów robotniczych, który w warstwach mieszczańskich budził strach przed przewrotami rewolucyjnymi, a to z kolei umacniało elity rządzące, niemające większego poparcia ludności, ale uważane za jedyną siłę mogącą powstrzymać gwałtowne przemiany, nawet kosztem demokratycznej legitymizacji władzy. To z kolei wzmacniało tendencje do rozwiązywania konfliktów społecznych i narodowych metodami militarnymi.

 

Upadek Zachodu

Fascynacja tymi metodami nie oszczędziła także kultury. W tym wypadku można wręcz mówić o admiracji dla krwawych rozwiązań: bezwzględne odrzucenie kompromisu na rzecz przemocy krzewił futuryzm czy witalizm, a reszta awangardy, nawet jeżeli stroniła od tak radykalnych haseł, to jednak w mniejszym czy większym stopniu była zafascynowana wizją zawalenia się dotychczasowego świata, katastrofizmem i perspektywą apokalipsy. W powieściach i poezji gęsto było od wizji palonych, zatapianych, rozpadających się w gruzy miast, co streścić można w powstałym wówczas haśle „upadku Zachodu”. To wszystko nie miało być może bezpośredniego wpływu na decyzje militarne, ale z pewnością tworzyło atmosferę przyzwolenia, a wręcz dążenia do takich rozwiązań. Wojna uważana była nie tyle za katastrofę, co szansę zmiany na lepsze. Skończyło się apokalipsą, nieznanym dotychczas w swoim wymiarze okrucieństwem, przeogromną liczbą ofiar i cierpieniem, także, czy może: przede wszystkim: cywili, ale również przeoraniem wszystkich sfer życia społecznego.

Pod koniec wojny obraz Europy wyglądał następująco: Rosja była rozbita, a w głównych regionach byłego carskiego imperium władzę objął reżym komunistyczny, który w tamtym okresie był rzecz jasna uwikłany w krwawą wojnę domową z oddziałami białych. Austro-Węgry rozpadły się na kilka państw narodowych, które w rezultacie okazały się po części niezdolne do przeżycia, jak Czechosłowacja czy Jugosławia, a w każdym razie musiały zmagać się z ogromnymi problemami ekonomicznymi. () We Włoszech po krótkim okresie słabych liberalnych rządów do władzy doszedł faszyzm, który od pierwszego dnia zwalczał traktat pokojowy z Wersalu. W Niemczech początkowo wyglądało lepiej. Tutaj wydawało się, iż po zawieruchach rewolucyjnych stabilizuje się ustrój demokratyczny Republiki Weimarskiej, ale w rzeczywistości ta demokratyczna republika stanowiła jedynie fasadę skrywającą wewnątrzpolityczne zawieszenie broni między prawicą i lewicą. Tylko Wielka Brytania i Francja wyszły z tej wojny w stosunkowo dobrym stanie, oczywiście także ze znacznie obciążonymi hipotekami gospodarczymi i politycznymi, które w konsekwencji doprowadziły do wielkich konfliktów społecznych, a w rezultacie do powstania rządu Frontu Ludowego we Francji. Hegemonia wielkich zewnętrznych mocarstw Europy, Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego, stała się faktem dokonanym. Jednocześnie zarysował się początek końca europejskiej dominacji na kuli ziemskiej, na horyzoncie pojawił się też upadek kolonialnego władztwa europejskiego, nawet jeżeli na jakiś czas udało się je ustabilizować (Mommsen).

 

Stracone pokolenie

Spustoszenia te dotyczyły także samych artystów i intelektualistów. Można wręcz powiedzieć, iż wielka wojna przetrąciła im (po raz pierwszy w tak wielkim wymiarze) moralny kręgosłup. Gloryfikowanie przemocy i „ozdrowieńczego” rzekomo totalnego zniszczenia, a także włączanie się większości ludzi kultury, w najróżniejszy sposób, do propagandy wojennej, doprowadziło do załamania się ogólnoeuropejskiej tradycji kulturowej, a w rezultacie do zwiększenia podatności tej grupy na skrajne hasła polityczne i ideologie: tak faszystowskie, jak i komunistyczne. To powojenne spustoszenie i intelektualne bankructwo znalazło swoje odbicie w literaturze w postaci zbiorowego bohatera, któremu na imię „pokolenie stracone”.

Ten znamienny zwrot, który odegrał sporą rolę w rozwoju powieści, w zmianie jej formy i sposobu patrzenia na rzeczywistość pojawia się zarówno u Remarque’a w Na Zachodzie bez zmian, jak u Hemingwaya, w trzy lata wcześniej wydanej, powieści Fiesta; przedstawicielem tego pokolenia jest również główny bohater Wielkiego Gatsby’ego Fitzgeralda, wydanego rok przed Fiestą. Chodzi o młode pokolenie, które po przeżyciach wojennych nie jest w stanie zaaklimatyzować się w mieszczańskim społeczeństwie swoich rodziców. Podczas gdy u Fiztgeralda owa niemożność powrotu do dawnych struktur dotyczy przede wszystkim przegniłej moralności starego świata, to u Remarque’a jest to głównie rozczarowanie bardzo młodych ludzi, poczucie bycia oszukanymi przez tych, którzy mieli przygotować ich do życia. W związku z tym rodzi się pogarda dla starszego pokolenia, które wysłało ich na śmierć. Dochodzi do tego jeszcze niemożność normalnego funkcjonowania po przeżyciach na polu bitwy, po tych wszystkich przerażających scenach i nieustannym zagrożeniu własnego życia. Trzeba tutaj jeszcze wymienić Przygody dobrego wojaka Szwejka, wydane sześć lat przed Na Zachodzie bez zmian: rzadko bowiem zdarzają się tak świetne i jednocześnie tak bardzo różne powieści na ten sam temat. Obie opowiadają o koszmarze pierwszej wojny światowej. Obie obnażają jej okrucieństwo, bezsens i absurdalność. Obie są sztandarowymi przykładami prozy pacyfistycznej. Jednocześnie jednak różnią się od siebie tak bardzo, iż ich porównanie wydaje się może nie tyle niemożliwe, ile nie na miejscu. Mimo to te dwa wielkie dzieła stoją w dziejach literatury światowej na tej samej półce.

Więcej w majowym numerze miesięcznika Odra.